Zagadka wojennej fotografii

Jan Daniluk
Propagandowa pocztówka wydana przez Hansa Sönnkego.
Propagandowa pocztówka wydana przez Hansa Sönnkego. archiwum prywatne
Jedna z najsłynniejszych fotografii ilustrujących napaść nazistowskich Niemiec na Polskę w 1939 r. kryje w sobie tajemnicę. Wygląda na to, że właśnie została ona wyjaśniona

Grupa uśmiechniętych Niemców (lub, jak kto woli, niemieckich gdańszczan) łamie szlaban, na którym umieszczone jest godło II RP. Scena ma miejsce w Kolibkach, na przejściu granicznym między Sopotem (Wolne Miasto Gdańsk) a Gdynią (Polska). Dziesięciu agresorów nosi mundury policji gdańskiej, a na głowach mają hełmy, trójka pozostałych to najprawdopodobniej celnicy gdańscy. W tle widać opustoszały budynek strażnicy. Nie widać żadnych oznak walk, Polaków brak. Zdjęcie sugeruje pośrednio, że wkroczenie na terytorium Polski było szybkie i łatwe. Część badaczy jednak powątpiewa, czy rzeczywiście ilustruje ono działania niemieckie z 1 września. Czy wątpliwości te są uzasadnione?

Propagandyści za obiektywem aparatu

Fotografia wielokrotnie była i jest nadal publikowana, tak w Polsce, jak i za granicą. Przy tej okazji nierzadko w podpisach wkradają się drobne, jeśli nie błędy, to przynajmniej niedopowiedzenia. Przede wszystkim trzeba mieć zawsze na uwadze, że jest to ujęcie propagandowe. Nie ma żadnej wątpliwości, że zostało specjalnie zaaranżowane. Autorem zdjęcia jest Hans Sönnke (lub ewentualnie któryś z jego współpracowników). Sönnke posiadał atelier fotograficzne, które oprócz zwykłych usług, dostarczało do prasy gdańskiej fotografie ilustracyjne. Jego konkurentem był zakład prowadzony przez Waltera Otto Lulinskiego (vel Lubena), który - podobnie jak Sönnke - został w przededniu wybuchu wojny wynajęty do dokumentowania działań wojennych oddziałów gdańskich i wydarzeń we wrześniu 1939 roku. Fotografie posłużyły nie tylko do ilustracji kolejnych doniesień prasowych o przebiegu „wyzwalania” Gdańska, ale też książek czy specjalnych albumów pamiątkowych. To właśnie dzięki pracy tych dwóch propagandowych fotografów dysponujemy dziś większością zdjęć, które obrazują (z perspektywy agresora) m.in. walki o Pocztę Polską na Heveliusplatz, wziętą do niewoli załogę Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, zniszczenia w Tczewie (dworzec i mosty), wizyty Adolfa Hitlera w Gdańsku i Gdyni itd.

Żołnierze czy policjanci?

Powróćmy jednak do opisywanej fotografii. Podstawowe pytanie brzmi - kogo na nim widzimy? Prezentowani w hełmach na zdjęciu mężczyźni to członkowie 1. pułku policji krajowej (Landespolizei). Pułk formowany był w Gdańsku już od czerwca 1939 roku. Zarówno 1., jak i 2. pułk gdańskiej Landespolizei były w istocie jednostkami wojskowymi - pułkami piechoty niemieckiej 2. rzutu (etatowo każdy z nich liczył 3060 żołnierzy). Dla kamuflażu, w teoretycznie wciąż zdemilitaryzowanym Wolnym Mieście, nazwano te jednostki policyjnymi, a jej członków wyposażono w zielone mundury Landespolizei. Dodać zresztą należy, że już formalnie w momencie wybuchu wojny przeszły pod zwierzchnictwo dowództwa wojskowego (Wehrmachtu).

Oba pułki stanowiły trzon utworzonego trzy miesiące przed agresją związku taktycznego „Gdańsk”, na czele którego stanął przesłany z Prus Wschodnich gen. bryg. Friedrich Georg Eberhardt (stąd związek nazywany był też brygadą lub grupą Eberhardta). Poza nimi w jej skład wchodziły też SS-Heimwehr, dwa dywizjony artylerii (w tym jeden plot.) oraz mniejsze jednostki. Osobną siłę stanowiły oddziały sformowane przede wszystkim przez miejscowe struktury policji ochronnej (Schutzpolizei), SA i SS (wsparte funkcjonariuszami przesłanymi z Rzeszy), z którymi współpracowały pozostałe, paramilitarne organizacje miejscowego NSDAP, gdańska Straż Pożarna, służba celna (formalnie dowodząca VGAD, czyli formacją „wzmocnionej służby obserwacji granic”) czy Gdański Czerwony Krzyż.

Aneksja z zegarkiem w ręku

O ile nikt nie ma wątpliwości, że fotografia przedstawia przejście graniczne w Kolibkach (strona gdańska określała przejście jako Kamienny Potok), o tyle samo określenie granicy jako polsko-niemieckiej już w tamtym momencie może budzić pewne zastrzeżenia. Jeśli zdjęcie wykonane zostało w godzinach wczesnoprzedpołudniowych 1 września 1939 roku (o czym dalej), z formalnego punktu widzenia nie była to jeszcze granica niemiecko-polska, lecz wciąż gdańsko-polska. Należy przypomnieć, że z punktu widzenia władz III Rzeszy proces włączenia Wolnego Miasta został sfinalizowany dopiero po przyjęciu odpowiedniej ustawy przez Reichstag na specjalnym posiedzeniu, które rozpoczęło się w Berlinie 1 września o godz. 10.10. Drobnostka, ale jednak warta uwagi. Oczywiście, nie można zapomnieć rzeczy podstawowej - anektowanie Wolnego Miasta do Rzeszy było całkowicie bezprawne.

Najbardziej dyskusyjną kwestią jest jednak data, kiedy została wykonana powyższa fotografia. Część badaczy wskazuje, że nastąpiło to nie wcześniej niż w połowie września. Wprawdzie odwrót na Kępę Oksywską 2. Morskiego Pułku Strzelców, który bronił tego odcinka frontu, rozpoczął się już wieczorem 12 września, ale dzięki świetnemu maskowaniu strona niemiecka zorientowała się dopiero dwa dni później, że może wkroczyć dalej do Gdyni. Faktycznie, ze względu na toczone walki w pasie przygranicznym od 2 września jest mało prawdopodobne, żeby zdjęcie mogło być zainscenizowane w kolejnych dniach, tj. do momentu wycofania się Polaków. Ale należy też pamiętać, że w dniu agresji oddziały gdańskie opanowały południowy skrawek Gdyni na kilkanaście godzin. 1 września wydzielone jednostki gdańskie przekroczyły granicę i do około godz. 10.00 rano zajęły dwór Kolibki, południową część Orłowa oraz Mały Kack. Gdańszczanie podjęli nieudaną próbę przełamania, położonej nieco na północ, głównej linii obronnej obsadzonej przez żołnierzy 2. Morskiego Pułku Strzelców. We wczesnych godzinach popołudniowych oddziały gdańskie zajęły także Wielki Kack. Później, po nieudanej (drugiej tego dnia) próbie uderzenia na pozycje główne Polaków, gdańszczanie wycofali się w stronę granicy, pozostawiając na przedpolu pojedyncze patrole i posterunki.

„Bliźniacze” zdjęcie

Teoretycznie więc była możliwość, aby propagandowe zdjęcie wykonać przy przejściu granicznym w Kolibkach jeszcze 1 września, najpewniej rano czy przed południem. Argumentem, który przemawia za tą hipotezą, jest… ukazanie się bliźniaczego ujęcia, wykonanego najprawdopodobniej w tej samej „serii” co tytułowe niniejszego tekstu, w wydaniu weekendowym „Danziger Vorposten”.

Pojawiło się w gazecie wydanej na 2-3 września, a więc musiało trafić do redakcji dzień wcześniej. „Danziger Vorposten” był dziennikiem NSDAP w Gdańsku, który w latach II wojny światowej stał się oficjalnym organem prasowym władz niemieckich także na północną część utworzonego jesienią 1939 roku Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie.

Zdjęcie zamieszczone w gazecie „Danziger Vorposten” z 2-3 września 1939 r.
Zdjęcie zamieszczone w gazecie „Danziger Vorposten” z 2-3 września 1939 r.
PAN Biblioteka Gdańska

Fotografia prezentująca członków gdańskiej Landespolizei przy tym samym szlabanie (lecz ukazanych z węższej perspektywy i od innej strony) została następująco podpisana: „Dumnemu” i zarozumiałemu polskiemu orłowi zostały, tak, jak było mu to wieszczone, połamane skrzydła. Gdańska policja usuwa polski szlaban graniczny nad Kamiennym Potokiem. Tym samym z polskiego marszu na Gdańsk nic nie pozostało.

Nocne ataki Polaków

W kontekście wydarzeń, jakie miały miejsce z 1 na 2 września 1939 roku, szczególnie ostatnie zdanie pod zdjęciem nabiera wyjątkowego znaczenia. To właśnie w nocy z piątku na sobotę, po pierwszym dniu działań zbrojnych na granicy, być może nawet w tym samym momencie kiedy sobotnio-niedzielny numer „Danziger Vorposten” schodził z pras drukarskich, polscy żołnierze przeprowadzili wypad. Na obszarze między Małym Kackiem a granicą zlikwidowano kilka posterunków, zabito kilkudziesięciu przeciwników i wzięto do niewoli około dwudziestu Niemców. Choć wypad nie zrealizował wszystkich celów, jakie w nim pokładano, to spowodował, że oddziały gdańskie w kolejnych dniach działały bardziej ostrożnie. Niemcy skoncentrowali się na ostrzale artyleryjskim polskich pozycji i kilku pojedynczych próbach ataków. Przez większość czasu działania zbrojne ograniczały się do wymiany ognia między patrolami. Rzecz jasna, zarówno o wypadzie w nocy z 1 na 2 września, jak i późniejszym (i większym), przeprowadzonym w nocy z 3 na 4 września na Osowę, gazety gdańskie konsekwentnie milczały. Nie zmienia to faktu, że po atakach wybuchła panika w północnym Sopocie, a w Oliwie powstał nawet prowizoryczny, niewielki obóz dla uchodźców niemieckich.

Jan Daniluk - historyk, doktorant Uniwersytetu Gdańskiego, pracuje w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Pasjonat i badacz historii Gdańska, przede wszystkim schyłku XIX stulecia i I połowy XX wieku. Autor m.in. publikacji „SS w Gdańsku. Wybrane zagadnienia” i „Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku”, współautor „Wrzeszcz na dawnej pocztówce. Spacer pierwszy” oraz „Dolny Wrzeszcz i Zaspa”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia